Ponad rok ciężkich treningów i pokonywania własnych słabości – wszystko po to, by spróbować swoich sił w jednym z najtrudniejszych wyścigów świata. Byli żołnierze GROM-u, ratownik TOPR i pracownica wojska wyruszają do Patagonii. Będą pierwszą polską drużyną, która weźmie udział w Patagonian Expedition Race.
Do tej pory w wyścigu w Patagonii – krainie położonej między Argentyną a Chile - uczestniczyli m.in. Amerykanie, Francuzi, Niemcy, Hiszpanie, Kanadyjczycy, Szwajcarzy, Turcy, Urugwajczycy, Argentyńczycy oraz Brytyjczycy. I to właśnie ci ostatni wygrywali te zawody cztery razy z rzędu. – W wyścigu w południowej Patagonii nie było nigdy drużyny z Polski. Startowali już np. Rosjanie i Czesi, a Polaków brakowało. Przeglądając w Internecie stronę organizatora, zwróciłem uwagę na to, że pośród kilkunastu flag uczestników nie było polskiej. Chciałbym, aby już niedługo pojawił się tam biało-czerwony symbol. To jedna z moich głównych motywacji – mówił w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” Rafał, kapitan drużyny Spirit of Poland, były żołnierz GROM-u.
Zespół, czyli Rafał, Paweł, Krystian i Agnieszka, do Patagonii wyrusza już dziś. Z Warszawy lecą do Santiago w Chile, a później do Punta Arenas. Do rozpoczęcia wyścigu pozostały tylko trzy dni i drużyna zamierza je wykorzystać na odpoczynek. Za nimi ponad rok intensywnych treningów. – Regularnie prowadziliśmy treningi indywidualne i zespołowe. W ostatnich tygodniach również nie zwolniliśmy tempa. Skoncentrowaliśmy się na treningach rowerowych, ćwiczyliśmy wspinaczkę i pływanie kajakiem. Jeszcze przedwczoraj pływaliśmy po Kanale Żerańskim – mówi Rafał. – Trenowaliśmy wchodzenie do kajaku w pełnym oporządzeniu, czyli m.in. w skafandrze suchym i kamizelce wypornościowej.
Rafał przyznaje, że dużo czasu poświęcają na ćwiczenia indywidualne. – Ostatnio w 6,5 godziny pokonałem w górach 28 kilometrów. Maszerowałem na azymut, a trasa niemal w całości wiodła przez górskie bezdroża, z dala od wytyczonych szlaków. W ten sposób chciałem jeszcze raz sprawdzić się w pracy z kompasem i mapą w nieznanym terenie – wyjaśnia były żołnierz GROM-u.
Rafał i Paweł – Naval wzięli też udział w Runmageddonie, jednym z ekstremalnych biegów organizowanych w Polsce. Ale to jedynie niewinna rozgrzewka przed Patagonią. – Ostatnio niemal codziennie pokonuję 50 kilometrów rowerem i biegam przynajmniej 15 kilometrów – mówi Naval. – Szczerze mówiąc, jesteśmy tak dobrze przygotowani jak do niejednej misji bojowej w GROM-ie – dodaje ze śmiechem.
Czy czegoś się obawiają? – Jasne, mamy obawy, choć staramy się do zawodów podchodzić spokojnie – mówi Rafał. – Mamy duże doświadczenie, jesteśmy przygotowani pod względem sprzętowym i kondycyjnym. Oby nikomu nie przytrafiła się żadna kontuzja, a ukończymy zawody w wyznaczonym czasie.
To, czego nie mogą być pewni, to przyroda, która w Patagonii jest nieprzewidywalna. – Pogoda potrafi się zmienić z letniej na zimową w ciągu kilku godzin. Zdarzają się także ulewne deszcze. Jedyna stała to bardzo silny wiatr – przyznaje Rafał. Zaskakująco zmienne jest także ukształtowanie terenu. Patagonia to teren górzysty, pełen jezior oraz bagien, wśród których prowadzić będzie trasa wyścigu. O tym, którędy dokładnie będzie ona biegła, zawodnicy dowiedzą się dopiero 24 godziny przed startem.
Wyścig w Chile jest organizowany z przerwami od 2004 roku. Biorą w nim udział drużyny z całego świata. Sportowcy uznają go za piekielnie trudny ze względu na skomplikowaną trasę, morderczy dystans, niecodzienne ukształtowanie terenu i niepewność pogody. Choć zawody odbywają się latem, to zdarza się, że uczestnicy część trasy pokonują w słońcu, a część w śniegu. Na trasie są góry, lasy, tereny piaszczyste, fiordy, jeziora, rzeki i grzęzawiska. W takich warunkach ścigają się tylko najlepsi. – Często są to sportowcy, ludzie zakręceni na punkcie dyscyplin ekstremalnych, byli żołnierze, operatorzy wojsk specjalnych – wyjaśnia Rafał. Zespoły, które walczą o najwyższe miejsca, przez pierwsze trzy dni działają po 20 godzin na dobę. Ale nie wszyscy docierają na metę. W 2013 roku wyścig skończyło jedynie 30 proc. drużyn.
Dotychczas najkrótsza trasa wynosiła ponad 500 km, najdłuższa – 1100. Część drogi zawodnicy muszą pokonać pieszo, część rowerem, część kajakiem. To, ile kilometrów trzeba będzie biec czy jechać rowerem, zależy od organizatorów wyścigu, to oni określają długość poszczególnych odcinków. Wyznaczają na trasie także kilkanaście różnych punktów, na których muszą meldować się zawodnicy. Ci zaś podczas całego wyścigu mogą posługiwać się jedynie kompasem, zabronione jest używanie GPS-u. Można z niego skorzystać tylko w sytuacjach alarmowych, gdy trzeba wezwać pomoc. W innym wypadku jest to równoznaczne z dyskwalifikacją z zawodów.
autor zdjęć: Spirit of Poland
komentarze