Krzysztof Flizak, były żołnierz gen. Andersa i kapitan US Army w stanie spoczynku, przekazał finansowe darowizny ośmiu polskim weteranom poszkodowanym podczas współczesnych misji zagranicznych. – Od dziecka wojsko było moją rodziną, u was czuję się jak w domu i mam potrzebę, aby pomagać swej rodzinie – powiedział kpt. Flizak podczas spotkania w Centrum Weterana.
– Wprawdzie noszę na sobie amerykański mundur, ale pod nim bije polskie serce – podkreślił kombatant II wojny światowej w czasie rozmowy z weteranami poszkodowanymi, uczestnikami działań poza granicami państwa. Zanim został oficerem armii amerykańskiej, był najmłodszym żołnierzem armii gen. Władysława Andersa.
Flizak miał 7 lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Nie poszedł jednak do szkoły, lecz razem z dorosłymi – na wezwanie burmistrza nadgranicznych Dokszyc na Wileńszczyźnie – kopał rowy przeciwczołgowe. We wrześniu 1939 roku Niemcy zaatakowali Polskę od zachodu, a od wschodu – Sowieci. Ojca Krzysztofa, Tadeusza Flizaka, też zawodowego wojskowego, aresztowało więc NKWD i trafił do obozu jenieckiego pod Smoleńskiem. Mały Krzysztof wraz z matką został wywieziony na Syberię. Aby dostać się do kompanii młodzieżowej w powstającej w ZSRR armii gen. Andersa, podał wcześniejszą o dwa lata datę urodzin. Wraz z armią Andersa przeszedł cały szlak bojowy (Monte Cassino, Loreto, Anconę i Bolonię), a po II wojnie emigrował do Ameryki. – Polski mundur zmieniłem na amerykański, nie znałem innego zawodu jak żołnierz – wspomina kapitan. W USA został przydzielony do 101 Dywizji Spadochronowej i wysłany na wojnę w Korei (1952–1953). – Jestem również weteranem poszkodowanym, bo zostałem ranny na koreańskim froncie. Dziewięć miesięcy spędziłem w szpitalu, a rehabilitacja zajęła mi pięć lat – opowiada.
W 2009 r. Flizakowi przywrócono polskie obywatelstwo. Utrzymuje kontakt z ojczyzną. – Gdy dowiedziałem się od gen. broni Marka Tomaszyckiego, że w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych pracuje kilku poszkodowanych żołnierzy, postanowiłem ich wesprzeć. Może ktoś pójdzie moim śladem – zachęca.
Darowizny finansowe, pamiątki i dyplomy otrzymało ośmiu żołnierzy, czyli wszyscy weterani pełniący służbę w DORSZ. Zastępca dowódcy operacyjnego, gen. bryg. Sławomir Wojciechowski, przekazał natomiast amerykańskiemu oficerowi pamiątkowy ryngraf. – Jest pan naszym bliskim przyjacielem i częścią naszej wojskowej rodziny – powiedział generał, który dowodził IX zmianą PKW w Afganistanie. Niektórzy z żołnierzy obecni na uroczystości pełnili służbę na tej zmianie. – Pamiętam dobrze dzień, gdy w wyniku wybuchu miny pułapki ranny został Tomek Rożniatowski oraz późniejszą decyzję o amputacji jego ręki – gen. Wojciechowski wspominał wypadek, w którym poszkodowany został jeden z żołnierzy obdarowanych przez kpt. Flizaka.
– Po powrocie z misji walka żołnierzy się nie kończy, bo wielu z nas nadal walczy – ze skutkami stresu bojowego – powiedział st. kpr. Tomasz Rożniatowski, dziękując byłemu żołnierzowi Andersa za pomoc. Między innymi dzięki temu wsparciu obdarowani mogą chodzić na zajęcia z rehabilitacji. Tak jak chorąży Janusz Słomkowski, który służył w Iraku i Afganistanie. Został ranny na VIII zmianie PKW w Iraku (2007 r.), gdy pod pojazdem, którym jechał, wybuchł ajdik (improwizowane urządzenie wybuchowe). Od 2015 r. pracuje w DORSZ jako ratownik medyczny na stanowisku „zdolny z ograniczeniem”. – To dla mnie ważne, że mogę dalej służyć, że moja praca jest potrzebna. Czuję się doceniony i chcę pójść na kurs oficerski – mówi chorąży. Jednak żeby móc wypełniać swoje obowiązki, musi stale chodzić na rehabilitację. – Mam orzeczony 44% uszczerbek na zdrowiu. Dwa czy trzy razy w roku potrzebuję serii zabiegów rehabilitacyjnych, bo uraz barku i kolana dają o sobie znać – tłumaczy. Dla niego i jego kolegów gest kpt. Flizaka jest więc nie do przecenienia.
– Wsparcie kpt. Flizaka jest ważne dla poszkodowanych weteranów. Ma ono nie tylko wyraz materialny, to także gest żołnierskiej solidarności – podkreśla ppłk Leszek Stępień, dyrektor Centrum Weterana i pierwszy żołnierz ranny w Afganistanie (w 2002 r. stracił nogę, gdy podczas rozminowywania terenu bazy Bagram wszedł na trudną do wykrycia minę przeciwpiechotną). – Weterani są przykładem poświęcenia dla kraju, dlatego zasługują nie tylko na wsparcie, lecz także na szacunek – zaznaczył podpułkownik.
O szacunku, jakim Amerykanie otaczają swoich żołnierzy, opowiadał kpt. Flizak. – Mój samochód jest zarejestrowany w stanie Floryda, ale ma specjalne tablice rejestracyjne z purpurowym sercem. Jest na nich napisane, że jestem weteranem rannym w czasie akcji bojowej. Często się zdarza, że gdy parkuję, podchodzą przechodnie i dziękują mi za moją służbę dla kraju – mówił. I dodał z nadzieją: – Może kiedyś będzie tak w Polsce.
autor zdjęć: Piotr Lisowski/ Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa
komentarze