Miłośnicy militariów i zagadek przeszłości zjechali do Lublina na „Było… nie minęło”. To zlot fanów telewizyjnego programu o tym samym tytule. – Tu nikt nic nie sprzedaje i nie kupuje. Niektórzy się chwalą, niektórzy podziwiają, a wszyscy się cieszą, że mogą się spotkać – mówi Adam Sikorski, autor programu i inicjator imprezy.
Wydarzenie, inspirowane programem telewizyjnym „Było nie minęło… – kronika zwiadowców historii”, po raz drugi przyciągnęło do Lublina miłośników historii z całej Polski. Na uczestników czekały m.in. wystawy, pokazy i wykłady. – Chociaż to dopiero druga edycja tej imprezy, mam wrażenie, że jej formuła się przyjęła – podkreśla Adam Sikorski, autor programu. – Mamy już stałych sympatyków, którzy przyjeżdżają do nas z całej Polski, by po prostu pogadać. Tu nikt nic nie sprzedaje i nie kupuje. Niektórzy się chwalą, niektórzy podziwiają, a wszyscy się cieszą, że mogą się spotkać – wyjaśnia Sikorski.
W tym roku przebojem imprezy była 40-milimetrowa armata przeciwlotnicza Bofors wz. 1933, prezentowana przez Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Bateria Motorowa Artylerii Przeciwlotniczej. – Jest to jedyna na świecie w pełni zachowana armata polskiej przedwojennej produkcji – podkreśla Paweł Janicki z poznańskiego stowarzyszenia. – To jeden z najciekawszych eksponatów, który pozostał po okresie przedwojennego wojska – dodaje pasjonat.
Do Lublina przyjechało kilkanaście grup rekonstrukcyjnych – nie tylko z czasów I czy II wojny światowej. Grupa Rydno postawiła na przykład obozowisko z epoki kamienia, a spore zainteresowanie budziło stoisko Muzeum Bitwy pod Grunwaldem ze Stębarku. Przedstawiciele tej placówki prezentowali uzbrojenie rycerstwa z czasów wielkiej średniowiecznej bitwy – miecze, tarcze, tasaki i oczywiście zbroje. Odtworzyli również wygląd obozu rycerskiego w pochodzie wojennym i zorganizowali pokazy walk rycerskich. – Mamy tę przewagę nad innymi grupami rekonstrukcyjnymi, że u nas prezentujemy element w żaden sposób niemarkowanej, lecz realnej walki. Wszystko odbywa się w formule full-contact – mówi Paweł Obłoza z Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.
Wzrok odwiedzających przyciągali również młodzi ludzie w szarożółtych mundurach, czyli grupa z Towarzystwa Edukacji Patriotycznej w Nasutowie. Jej przedstawiciele nawiązują do tradycji tzw. ćwieków, czyli bardzo dobrze uzbrojonego, wyszkolonego i wyróżniającego się właśnie jednolitym umundurowaniem oddziału powstańców styczniowych pod dowództwem Kajetana Cieszkowskiego. – W sercach mieszkańców tego terenu pamięć o powstaniu jest bardzo żywa. W czasach reżimu komunistycznego próbowano ją wymazywać, a my odtwarzamy ją na nowo – wyjaśnia Sergiusz Kieruzel z Towarzystwa Edukacji Patriotycznej.
Na miłośników historii najnowszej czekały również ciekawe dioramy z czasów I i II wojny światowej. Stowarzyszenie Historyczne Feldgrau z Krakowa przedstawiło scenę odpoczynku żołnierzy niemieckich podczas inwazji na Francję w 1940 roku, prezentując m.in. armatę przeciwpancerną PaK 36 kalibru 37 mm i ciągnik na bazie Opla Blitz z 1941 roku. Aż trzy dioramy pokazały natomiast wspólnie Sekcja Militariów Muzeum Lubelskiego i Grupa Rekonstrukcji Historycznej Grenadiere. Prezentacje nawiązywały do działalności polskiej partyzantki na Lubelszczyźnie, udziału Polaków w bitwie o Tobruk oraz wojny polsko-bolszewickiej.
Miłośnicy zabytkowych aut z kolei mogli nacieszyć oczy przy stoisku Fundacji Niepodległości, która wystawiła pojazdy wojskowe używane przez Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie – m.in. półgąsienicowy transporter opancerzony Half-Track M16 MGMC, wyposażony w cztery sprzężone karabiny maszynowe, zwiadowczy samochód pancerny Dingo, pojazd Scout-Car czy ciężarówkę GMC CCKW, pochodzącą z kompanii, w której służył Miś Wojtek. – Niebawem chcemy pozyskać oryginalną armatę przeciwlotniczą Bofors wyprodukowaną w czasie wojny w Kanadzie. Myślę, że pojawi się tu już przy okazji kolejnej edycji tej imprezy – zdradza Piotr Godzina z Fundacji Niepodległości.
Pokaz najnowszej techniki wojskowej zorganizowali żołnierze z Batalionu Dowodzenia Wielonarodowej Brygady. Lubelska jednostka prezentowała m.in. zautomatyzowany wóz dowodzenia, ruchomy węzeł łączności cyfrowej, węzłowy wóz kablowy 10C oraz motocykle używane do rozpoznania, a także regulowania ruchu, zabezpieczania dróg i pilotażu ciężkich maszyn. Na żołnierskim stoisku można było również obejrzeć karabin wyborowy Alex kalibru .308 Winchester czy karabinek szturmowy wz. 96 Beryl. – Nasza ekspozycja budziła duże zainteresowanie. Odwiedzali nas głównie panowie, który kiedyś służyli w wojsku. Przychodzili i porównywali obecny sprzęt do tego, który niegdyś był w ich dyspozycji. Ten nowoczesny zdecydowanie bardziej przypadł im do gustu – uśmiecha się Andrzej Ptasinski, kierownik klubu Batalionu Dowodzenia Wielonarodowej Brygady.
Batalion Dowodzenia zadbał również o gratkę dla miłośników historii. Kolekcję swoich militariów zaprezentował żołnierz lubelskiej jednostki st. szer. Tomasz Czarnota. Ozdobą jego zbiorów są austro-węgierskie odznaki sprawnościowe. – Chciałbym zebrać całą kolekcję, bo w sumie jest ich 25. Na razie mam tylko 13, ale wśród nich są takie rarytasy, jak odznaka trębacza, sapera, woźnicy i kierowcy. Ta ostatnia jest bardzo rzadka – przyznaje st. szer. Czarnota.
Przez dwa dni halę Targów Lublin odwiedziły tysiące miłośników historii. Jedni oglądali, inni dyskutowali, a kolejni – ta, jak Michał Kurowski – wykorzystali okazję, by ocalić militarne znaleziska od zapomnienia. – Przyniosłem kawałek płótna z samolotu, który był produkowany prawdopodobnie w Lublinie. Mój siostrzeniec remontuje właśnie kamienicę, której strych był nim częściowo obity – powiedział mieszkaniec Lublina, przekazując płachtę na ręce przedstawicieli Fundacji Historycznej Lotnictwa Polskiego. – W historii najważniejszym pojęciem jest „ratować”. Ten pan nie cisnął płótna do kontenera na śmieci, tylko przyniósł tutaj, żeby trafiło do ludzi, którzy się na tym znają – mówił, wyraźnie przejęty, red. Adam Sikorski. – Chcemy organizować te spotkania, by pokazywać, że historia to nie tylko wspaniała ścieżka poznania, lecz także emocje i adrenalina. To taka wyprawa na wyspę skarbów. Czasem te skarby mają inny kształt niż w potocznym wyobrażeniu, ale dla pasjonatów historii zawsze pozostaną skarbami – zakończył jeden z inicjatorów „Było… nie minęło”.
autor zdjęć: Piotr Raszewski
komentarze