Utalentowany, otwarty, kreatywny. Najlepszy z najlepszych. Jego nagłe odejście to cios i wielka strata dla Wojska Polskiego – tak na wieść o śmierci płk. Dariusza Kacperczyka reagują jego współpracownicy i przyjaciele. Płk Kacperczyk był starszym doradcą wojskowym w Stałym Przedstawicielstwie RP przy ONZ w Nowym Jorku. Wcześniej m.in. stał na czele Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Przegrał walkę z chorobą.
Wiadomość o śmierci Darka nadeszła dzisiaj rano. Nikt się jej nie spodziewał, bo tylko najbliżsi wiedzieli, że od wielu miesięcy zmaga się z chorobą nowotworową. Kilka dni temu wrócił z Nowego Jorku do Warszawy. W Stanach przez trzy lata służył jako starszy doradca wojskowy w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Narodach Zjednoczonych. Miał 49 lat.
Są ludzie niezastąpieni
Służbę wojskową rozpoczął na początku lat dziewięćdziesiątych, jako podchorąży w Wyższej Szkole Oficerskiej Inżynierii Wojskowej. Początkowo (jako absolwent AWF-u) był instruktorem wychowania fizycznego w poznańskiej szkole oficerskiej, a później szefem zespołu sportowców w Śląskim Okręgu Wojskowym. I choć sport zawsze był mu bliski, to rozwinął się zupełnie w innej dziedzinie.
W 2006 roku został rzecznikiem prasowym Dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego, a rok później wyjechał jako rzecznik prasowy Polskiego Kontyngentu Wojskowego do Iraku. Po powrocie z misji służył jako oficer prasowy w Dowództwie Operacyjnym RSZ, a kilka miesięcy później objął dowodzenie wydziałem prasowym w DORSZ. – Darek uczestniczył w operacjach poza granicami kraju, był też rzecznikiem misji humanitarnej w Pakistanie, pracował w instytucjach natowskich. Był rzecznikiem z krwi i kości. To on nam, pozostałym rzecznikom w Siłach Zbrojnych RP, wyznaczył poziom – wspomina płk. rez. Tomasz Szulejko, były rzecznik prasowy Sztabu Generalnego WP. – Nadawał ton i jakość. Był otwarty na swoich współpracowników, był partnerem dla dziennikarzy. Potrafił mówić normalnym językiem o trudnych sprawach. W pewnym momencie stał się twarzą Wojska Polskiego, budował pozytywny wizerunek naszej armii – dodaje Szulejko. Kmdr por. Czesław Cichy, były rzecznik Dowództwa Generalnego RSZ, przyznaje, że Kacperczyk na swoim przykładzie uczył i kształtował kolejne pokolenia wojskowych prasowców. – Z jego doświadczenia czerpaliśmy wielokrotnie. Zwłaszcza że nie raz musiał informować o śmierci polskich żołnierzy. Umiejętność radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych była dla wszystkich szczególnie istotna – przyznaje oficer.
Z Kacperczykiem przez lata pracował i przyjaźnił się kpt. Robert Suchy. – Nasze relacje to było coś więcej niż przełożony–podwładny. Przyjaźniliśmy się my i nasze rodziny. To był niezwykły człowiek. Otwarty na ludzi, ich pomysły, zawsze pełny entuzjazmu i pozytywnej energii – mówi. – Dzięki jego pomocy i zrozumieniu udało się w Dowództwie Operacyjnym stworzyć zespół reporterski Combat Camera – podkreśla.
Współpracownicy Kacperczyka podkreślają, że był niezwykle otwarty dla dziennikarzy, a jednocześnie potrafił dbać o dobro żołnierzy. Wyznaczał standardy pracy. Pilnował np., by informacje o wydarzeniach w kontyngencie najpierw docierały do rodzin rannych czy poległych żołnierzy, a dopiero później trafiały do mediów.
Płk rez. Artur Goławski, były rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego RSZ, przyznaje, że Darek Kacperczyk „lubił swoją robotę”. – Dawała mu satysfakcję, radość. Dzięki swojej mądrości i wiedzy osiągnął wielki sukces. Był niezwykle pozytywnym, pełnym energii człowiekiem – podkreśla Goławski. – Czuł tę robotę. Był dla nas wzorem, bo chyba każdy rzecznik chciał być taki jak on. Gdy mierzył się z wyzwaniem, to zawsze dawał z siebie wszystko. Dawał przykład, a potem wymagał od innych tyle, ile od siebie. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. W przypadku Darka, to powiedzenie się nie sprawdza. Jego nagłe odejście to wielka strata. Pozostała ogromna wyrwa w wojskowym środowisku– zaznacza płk rez. Tomasz Szulejko.
Żołnierz dżentelmen
– Kiedy jako dziennikarz zacząłem zajmować się tematyką misyjną, Darek był rzecznikiem Dowództwa Operacyjnego. Był pierwszą osobą, do której zwracałem się w sprawie wyjazdów do PKW. Pozytywnie zaskoczył mnie tym, że potrafił rozmawiać, wyjaśniać i tłumaczyć. Nie ucinał dyskusji zwykłym „nie, bo nie”. On „rzecznikował” z przyjemnością – opowiada dziennikarz Marcin Ogdowski. – Dla mnie Darek to była kwintesencja oficera i dżentelmena. Kiedy spotykaliśmy się w Warszawie, gdy już był dyrektorem Wojskowego Instytutu Wydawniczego, to zawsze był w idealnie wyprasowanym, mundurze. Był dystyngowanym oficerem, a jednocześnie nie budował dystansu. Można było z nim swobodnie dyskutować – dodaje publicysta.
– Poznaliśmy się późno, bo dopiero po jego przyjściu do WIW-u – mówi Maciej Chilczuk, sekretarz redakcji portalu „Polska Zbrojna”. – I początki były takie sobie. On, urodzony oficer. Ja, zaprzysięgły cywil. Podchodziliśmy do siebie jak pies do jeża. Ale szybko znaleźliśmy wspólny język. Nie bał się odpowiedzialności, wydawał krótkie, jasne polecenia, świetnie motywował do pracy. Ceniłem w nim także to, że choć często mieliśmy inne zdanie, to gdy mówił „słucham”, to rzeczywiście słuchał i brał pod uwagę to, co mówił mu jego zespół. Każdemu życzę takiego szefa – dodaje redaktor.
Kmdr. por. rez. Bartosz Zajda, niegdyś rzecznik Marynarki Wojennej RP, o swoim przyjacielu mówi bez zastanowienia: – Darek Kacperczyk to radość życia, energia, profesjonalizm. Jego nie dało się nie lubić. To był naprawdę bardzo dobry człowiek – zaznacza Zajda. Poznali się 15 lat temu, gdy odbierali nagrody od redakcji dwutygodnika „Wojska Lądowe”. Kacperczyk dopiero co wrócił z Pakistanu, Zajda z misji w Iraku. Dodaje też, że cieszył się za każdym razem, kiedy przyszło im współpracować. – Od niego zawsze można się było czegoś nauczyć. Był kreatywny i niekonfliktowy. Poza tym praca z Darkiem oznaczała, że wszystko będzie perfekcyjnie przygotowane, dopięte na ostatni guzik – mówi.
W 2013 roku płk Kacperczyk rozpoczął służbę w Dowództwie Generalnym RSZ, a w lipcu 2014 roku został dyrektorem Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Dla dziennikarzy, z którymi dotąd pracował jako rzecznik, stał się szefem. Jednak ta nowa relacja nigdy nie kulała. Doceniał swoich podwładnych, szanował ich, potrafił wysłuchać, był otwarty na argumenty, a jednocześnie potrafił dowodzić twardą ręką.
Anna Putkiewicz, zastępca dyrektora WIW-u i redaktor naczelna portalu „Polska Zbrojna”, przyznaje, że płk Kacperczyk Instytutem kierował „po wojskowemu”. – Był szefem na wskroś obecnym. Konkretny, punktualny, „służbista”. Bardzo wyrazisty. Duże doświadczenie i cechy osobiste dawały mu swobodę w łatwym nawiązywaniu kontaktów – opowiada Anna Putkiewicz. – Ja, cywil, przekonywałam go wielokroć do swojej idée fix, że na polskich ulicach brakuje mundurów wojskowych, utarł się więc między nami swoisty rytuał. Ilekroć zostawałam dłużej w pracy, przychodził, by się pożegnać, ale już w drzwiach kazał mi zamknąć oczy, by „oszczędzić mi nieznośnego widoku”, gdyż jest w cywilnym ubraniu. Oczywiście wykonywałam jego polecenie i odwracałam głowę. Miał duże poczucie humoru – mówi.
Ale był też Kacperczyk „pozasłużbowy”. – Kiedy już wszystkie bieżące sprawy zostały omówione, a w filiżance został jeszcze ostatni łyk kawy, czasem rozmowa skręcała w stronę naszego życia prywatnego. Pamiętam, że był zaangażowanym ojcem, dumnym ze swojej rodziny. Opowiadał z pasją o synach, ich zainteresowaniach, sukcesach, planach... Kiedy dostał nominację, by reprezentować Polskę za granicą, myślę, że nikt nie miał wątpliwości, że to kandydat idealny pod każdym względem. Jeszcze tak niedawno, choć minęły już prawie dwa lata, podczas pobytu w Polsce, wpadł do Instytutu. Przywitał się ze wszystkimi. Gawędziliśmy jak zwykle i o pracy, i o dzieciach. Pożegnaliśmy się serdecznie uściskiem dłoni i wzajemnym: „Wszystkiego dobrego! Do zobaczenia” – dodaje Putkiewicz.
Do zobaczenia, Panie Pułkowniku. Będzie nam Pana brakowało.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski, archiwum Combat Camera DO RSZ
komentarze