Najtrudniejsze? Wypłynąć spod czaszy spadochronu, który szybko napełnia się wodą – odpowiada bez namysłu st. szer. pchor. Kinga Tomaszek, studentka Lotniczej Akademii Wojskowej. Ale wodowanie to tylko część programu zintegrowanego szkolenia podchorążych I rocznika z Dęblina. – Po raz pierwszy zorganizowaliśmy dla nich kompleksowe zajęcia na otwartej wodzie – przyznają instruktorzy.
Podchorążowie Lotniczej Akademii Wojskowej regularnie przechodzą szkolenia ze strzelania, udzielania pierwszej pomocy czy procedur ratowniczych stosowanych np. po katapultowaniu się z samolotu. Tym razem instruktorzy z LAW-u postanowili wszystkie zagadnienia połączyć w jedno zintegrowane szkolenie. – Bierze w nim udział ponad stu podchorążych pierwszego roku, głównie przyszli piloci wojskowych myśliwców, śmigłowców i samolotów transportowych. Przez dwa tygodnie będą mieli mnóstwo zadań – mówi mjr Marek Kwiatek, rzecznik prasowy dęblińskiej akademii.
Przepłynąć pod czaszą
Podchorążowie stawili się w należącym do uczelni Ośrodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym Orlik, w miejscowości Okuninka nad Jeziorem Białym. Na wypoczynek jednak nie było zbyt wiele czasu. Na początek czekało ich szkolenie wysokościowo-ratownicze. Główny temat – jak pilot ma się zachować po awaryjnym opuszczeniu maszyny i wylądowaniu ze spadochronem na wodzie.
Jak zaznacza kpt. Sebastian Sołtyka z Sekcji Wysokościowo-Ratowniczej Akademickiego Centrum Szkolenia Lotniczego LAW, choć każdy typ statku powietrznego ma własny spadochron ratowniczy, łódkę czy inne urządzenia ratownicze, to procedury zachowania się w sytuacji awaryjnej są podobne. – Co innego jednak o tym mówić, a co innego przećwiczyć sytuację, gdy pilot po wylądowaniu, w tym przypadku w jeziorze, jest zdany sam na siebie i musi sobie poradzić. Dlatego przeprowadziliśmy np. treningi z wodowania z użyciem lotniczego sprzętu ratowniczego – mówi kapitan. Podchorążowie uczyli się, jak korzystać z lotniczej łódki lub tratwy ratowniczej, a także z tzw. lotniczego aparatu ucieczkowego, czyli niewielkiej butli z ustnikiem, której używa się, próbując wydostać z zanurzonego śmigłowca.
Potem wcale nie było łatwiej. Podczas kolejnego zadania trzeba było bowiem wypłynąć spod czaszy unoszącego się na jeziorze spadochronu. – Dla wielu z nas okazało się to najtrudniejszym elementem. Gdy spadochron opadł na taflę jeziora, jego czasza początkowo unosiła się na powierzchni. Szybko jednak zaczęła nasiąkać, a jej środek wypełniał się wodą. Wszelkie próby uniesienia jej do góry, kończyły się tym, że zalewała nas woda. Trzeba było uważać, by się nie zachłysnąć, no i jak najszybciej wydostać się spod czaszy – opowiada st. szer. pchor. Kinga Tomaszek, studentka I roku na Wydziale Lotnictwa i Kosmonautyki, specjalność: pilot samolotów odrzutowych.
Jak podkreśla kpt. Sołtyka, ćwiczenie miało oswoić podchorążych z niecodzienną sytuacją. – Na szczęście lądowanie pilotów na otwartych akwenach zdarza się niezwykle rzadko. Jednak praktyczne przećwiczenie procedur w tym zakresie pozwoli przyszłym pilotom wykształcić odpowiednie nawyki, by w razie konieczności działali automatycznie. Będą wiedzieli, co robić i być może unikną paniki, która też bywa zgubna – dodaje oficer.
Jak pływać w mundurze?
Podchorążowie musieli także opanować ABC nurkowania, a potem pod okiem instruktorów z Ośrodka Szkolenia Kondycyjnego LAW zaliczali kolejne wodne zadania. Najpierw pływali w umundurowaniu, potem dodatkowo również z bronią. – Te zajęcia miały uświadomić im, jak bardzo pływanie taktyczne różni się od rekreacyjnego. Uczyliśmy ich m.in., jak poruszać się w wodzie, gdy nasze ruchy utrudnia sporo ważący mundur i jak poprawnie trzymać broń, by po wyjściu z wody nadawała się do użycia – mówi kpt. Michał Breszka z OSK. Przyznaje, że zajęcia bardzo spodobały się uczestnikom. – Jak dotąd prowadziliśmy je na uczelnianym basenie. Otwarty akwen daje możliwość sprawdzenia się w rzeczywistych warunkach – mówi kapitan.
Kondycja i wytrzymałość żołnierzy była też sprawdzana na lądzie. Podchorążowie wyruszyli na marsz taktyczny oraz bieg na orientację wokół jeziora. Choć najwięcej kłopotów sprawił im bieg w umundurowaniu, to – jak przyznają instruktorzy – i tak kondycja studentów, po roku ograniczeń związanych z pandemią, nie była najgorsza.
Cenne nawyki
W programie szkolenia nie mogło zabraknąć zajęć z pierwszej pomocy przedmedycznej. Podchorążowie działali według określonych scenariuszy. – Pilot po katapultowaniu uderzył się w głowę i spadł do wody nieprzytomny. Podchorążowie musieli podjąć akcję ratowniczą, a potem czekać na przyjazd ratowników. Choć były to tylko ćwiczenia, to i tak dostarczyły mnóstwo stresu. Mimo to studenci dokładnie wiedzieli, co robić – chwali podopiecznych Grzegorz Białomyzy, ratownik medyczny z Sekcji Służby Zdrowia LAW.
Na dalszą część szkolenia studenci wrócili do Dęblina. Tu na strzelnicy garnizonowej sprawdzali się m.in. w strzelaniu z pistoletu maszynowego PM 84P oraz pistoletu wojskowego P83, robieniu okopów czy rzucie granatem. Jednym z ostatnich elementów będą zajęcia SERE. Podchorążowie będą m.in. planować i organizować zasadzki oraz trenować bezpieczne poruszanie się z bronią.
– To pierwsze tak złożone szkolenie w historii Akademii. Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć w nim udział, zwłaszcza po tak długim czasie nauki zdalnej, gdy większość zajęć była jedynie teoretyczna – mówi kpr. pchor. Tomaszek. Dodaje też, że ze szkolenia wyniosła wiele cennych umiejętności. – Wiem już, jak to jest pływać w mundurze, co zrobić, gdy – jako pilot myśliwca – będę musiała się katapultować i wyląduję w wodzie – opowiada podchorąży. I dodaje: – Wierzę, że gdy zajdzie potrzeba, będę umiała podjąć właściwe decyzje!
autor zdjęć: LAW
komentarze