Pełnili służbę na mostku i w okrętowej siłowni, pomagali oficerom wachtowym, brali udział w wykładach odświeżających wiedzę zdobytą podczas studiów – podchorążowie V roku Akademii Marynarki Wojennej zakończyli niemal dwutygodniowy rejs na pokładzie ORP „Wodnik”. Dla nich była to ostatnia taka praktyka przed promocją oficerską.
– Dostaliśmy solidną porcję wiedzy, ale obeszło się bez zaskoczeń. Może wyjąwszy pogodę. Spodziewałem się, że zimą na Bałtyku mocno buja, tymczasem przez większość czasu było spokojnie. Przyznam, że jestem tym nawet trochę rozczarowany – śmieje się bsm. pchor. Dominik Lisikiewicz, student V roku nawigacji i uzbrojenia okrętowego. Dziś wraz z 46 innymi podchorążymi Akademii Marynarki Wojennej wrócił do Gdyni po blisko dwutygodniowym rejsie na pokładzie okrętu szkolnego ORP „Wodnik”. Dla nich była to ostatnia praktyka we wspólnym gronie.
Rejs rozpoczął się 6 lutego. – Trasa początkowo wiodła przez południowo-wschodni Bałtyk. Potem pokonaliśmy Cieśniny Duńskie: Sund, Kattegat i Skagerrak i na półtorej doby wyszliśmy na Morze Północne – informuje kmdr por. Rafał Prętnik, dowódca ORP „Wodnik”. – W drodze powrotnej zawinęliśmy do Świnoujścia, a potem skierowaliśmy się na północ, ku Bornholmowi. Opłynęliśmy Gotlandię, po czym obraliśmy kurs powrotny na Gdynię. W ciągu niespełna dwóch tygodni obeszliśmy większą część Bałtyku, nie zbliżając się jednak do Zatoki Fińskiej – dodaje. Wybór trasy był nieprzypadkowy. – Podchorążowie, przechodząc przez Cieśniny Duńskie, raz jeszcze mogli przyjrzeć się nawigacji w rejonach ścieśnionych, gdzie panuje duży ruch i jest sporo infrastruktury, na którą trzeba uważać. Potem przez chwilę mieli okazję doświadczyć naprawdę trudnych warunków na Morzu Północnym. Wreszcie prześledzili procedury związane z zawijaniem do portu – tłumaczy kmdr por. Prętnik.
Podczas rejsu podchorążowie w zależności od przyszłej specjalizacji pełnili służbę na głównym stanowisku dowodzenia i w okrętowej siłowni. Byli dublerami oficerów wachtowych. Mogli przyjrzeć się ich pracy, ale wiele zadań wykonywali sami. – Moi podopieczni musieli na przykład pokazać, że umieją obchodzić się z mapą elektroniczną, potrafią korzystać z informacji nautycznych, znają przepisy dotyczące nawigowania na morzu – wyjaśnia kmdr por. Dariusz Żołnieruk z Akademii Marynarki Wojennej, opiekun grupy, w której znaleźli się przyszli nawigatorzy. W sumie było ich 25. Do drugiej grupy trafiło 22 przyszłych mechaników okrętowych i mechatroników. Praktykantom towarzyszyło dwóch pracowników gdyńskiej uczelni, którzy przez kilka godzin dziennie prowadzili dla nich wykłady. Studenci z wydziału nawigacji i uzbrojenia przypominali sobie na przykład, w jaki sposób wykorzystywać na okręcie pławy morskie i jak ocenić na podstawie obserwacji nieba, czy kompas działa prawidłowo. – To element astronawigacji – tłumaczy kmdr por. Żołnieruk. Po wykładach podchorążowie angażowali się w codzienne prace porządkowe. – Na okręcie trzeba wykonywać wiele prozaicznych czynności. Pomóc w przygotowaniu posiłków, posprzątać pokład. Oczywiście takie zadania nie były elementem praktyk. Nie należą one do obowiązków oficera, a podchorążowie V roku, to już niemal oficerowie. Dla nich jednak nie stanowiło to większego problemu. Kiedy było trzeba, pomagali – przyznaje kmdr por. Żołnieruk.
Na zakończenie praktyk wykładowcy oceniali poziom wiedzy podchorążych oraz ich postawę, choćby zaangażowanie w wykonywane obowiązki, czy gotowość do pomagania stałej załodze okrętu. – Moja grupa osiągnęła średnią 4,18. Myślę więc, że praktyka wypadła bardzo dobrze – mówi kmdr por. Żołnieruk.
– Teraz mamy chwilę odpoczynku. Potem skupię się na pracy magisterskiej i przygotowaniach do promocji oficerskiej. Czekam też na przydział stanowiska służbowego. Oczywiście wiem już, na który okręt chciałbym trafić, ale nic więcej nie powiem. Nie chcę zapeszać – podsumowuje bsm. pchor. Lisikiewicz.
autor zdjęć: Krzysztof Miłosz/ AMW
komentarze