moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Piasek czy skała? Dzieje polskich sojuszów wojskowych

W 25. rocznicę wstąpienia Polski do NATO zaprosiliśmy trzech historyków, prof. Marka Kornata, prof. Jakuba Polita oraz dr. hab. płk. Juliusza S. Tyma, do debaty o historii polskich sojuszów wojskowych. Prezentujemy jej fragment, całość możecie przeczytać na łamach najnowszego wydania kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.

W debacie zorganizowanej przez redakcję kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” wzięło udział trzech historyków: prof. Marek Kornat (pierwszy z lewej), prof. Jakub Polit (trzeci z lewej) oraz dr hab. płk Juliusz S. Tym (drugi z lewej).

Piotr Korczyński: Gdy zastanawiałem się nad tematem naszej debaty, przyszły mi do głowy słowa naszego wielkiego komediopisarza i zarazem oficera ordynansowego w czasach Księstwa Warszawskiego, Aleksandra Fredry, który napisał tak: „Biada człowiekowi, który zależy od drugiego człowieka, ale dwakroć biada narodowi, który zależy od drugiego narodu”. Sojusze wojskowe wzbudzają u nas wyjątkowo negatywne emocje. Przypominamy sobie wszyscy 3 września 1939 roku oraz jak się to wszystko skończyło. A jeżeli spojrzymy głębiej w przeszłość, to czy znajdziemy jakikolwiek sojusz wojskowy, który się dla nas dobrze skończył?

Juliusz S. Tym: Ja bym znalazł taki sojusz. On się dobrze skończył dla nas, ale nie skończył się dobrze dla tego, kto był naszym sojusznikiem. Myślę tutaj o sojuszu polsko-ukraińskim w roku 1920. Armia ukraińska walczyła na prawym skrzydle ugrupowania operacyjnego Wojska Polskiego, współdziałając z polską 6 Armią. Walczyła dzielnie, ponosiła wysokie straty i okazała się takim najwierniejszym sojusznikiem do samego końca. Jak wiemy, wojna polsko-bolszewicka zakończyła się naszym zwycięstwem, ale kiedy doszło do rokowań polsko-sowieckich, to miejsca dla Ukraińców tam nie było.

REKLAMA

P.K.: Panie Profesorze, potwierdza Pan inną tezę, że sojusze zawiera się po to, by wypełniać przede wszystkim własne interesy.

Marek Kornat: Może zacznijmy od takiego ogólnego stwierdzenia, że pojęcie sojuszu ewoluuje w dziejach. Ma trochę inną treść w wieku XVI, XVII, XVIII i później, choć ogólnie wiadomo, o co chodzi. Można tu wskazać choćby na taką różnicę między dawniejszymi czasami, kiedy nie zawierano sojuszów na czas pokoju, a XIX i XX wiekiem, kiedy to stało się zasadą obowiązującą. Jeśli chodzi o pana pytanie, to wskazałbym sojusz polsko-francuski w swym początkowym okresie: najpierw ten niepisany, nieujęty jeszcze w formę traktatu politycznego i konwencji wojskowej z 1921 roku, tylko działający nieformalnie od 1918, nawet 1917 roku, kiedy Roman Dmowski w imieniu nieistniejącej jeszcze Polski jako państwa postawił na Francję. Do nieszczęsnego Locarno, które z naszego punktu widzenia było katastrofalną, ale też niekorzystną dla samej Francji modyfikacją polityki, sojusz ten dał Polsce całkiem dużo. Bez niego nie mielibyśmy Górnego Śląska, Pomorza Gdańskiego. Trudno byłoby sobie wyobrazić przestawienie armii ze stanu wojennego na pokojowy po traktacie ryskim bez francuskiej pomocy finansowej. Polska ma różne doświadczenia udziału w sojuszach. Mamy próbę sojuszów, bez wątpienia regionalnych, pod nazwą dynastycznej polityki Jagiellonów. To była koncepcja bardzo udana, ale zakończyła się jednak tragicznie – Mohaczem w 1526 roku, kiedy zginął Ludwik Jagiellończyk, a beneficjentami tej klęski była habsburska Austria. Mamy próbę wpisania Polski we francuskie koncepcje „bariery wschodniej”. Chodzi mi tu o to, że Francja Burbonów (Ludwika XIII, Ludwika XIV, ale i Ludwika XV) miała taką wizję, aby zbudować na Wschodzie system sojuszów – wiążący ją ze Szwecją, Rzecząpospolitą i Turcją. To się wszakże nie powiodło, choćby dlatego że mieliśmy złe relacje z Turcją i złe ze Szwecją. Tego się Francuzom pozbierać nie dało.

Polscy politycy i wojskowi w salonce kolejowej. W drugim rzędzie siedzą od lewej: gen. Edward Śmigły-Rydz, gen. Tadeusz Kasprzycki, Michał Butkiewicz i płk Walery Sławek. W głębi od lewej widoczni są płk Józef Beck i Kazimierz Świtalski, 1935. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

A jeśli chodzi o wymowny przykład z dawniejszych kart naszej historii – to złym i odstraszającym doświadczeniem jest Święta Liga, do której włączył Polskę król Jan III tuż przed wyprawą wiedeńską. Niewiele nam to dało. Moim zdaniem trzeba jednak bronić idei odsieczy wiedeńskiej, bo gdyby Turcy zawojowali Austrię, toby nie zostawili Rzeczypospolitej w spokoju. Ale politycznie sojusz z Austrią dał marne rezultaty.

Jeśli chodzi o tragiczny dla nas wiek XVIII, to pamiętajmy, że Polska była wówczas jeszcze wielka rozmiarami terytorialnymi, ale nie była już niepodległa. Została niezwykle łatwo ujarzmiona przez Rosję Piotra I w wyniku nieszczęsnej wojny północnej, którą nam zafundował August II w imię swoich dynastycznych ambicji. Sejm Niemy (1717) potwierdził zależność.

P.K.: W której to wojnie oficjalnie nie braliśmy udziału!

M.K.: Tak. Celowe są dociekania naszych historyków, czy tak zwany traktat wiedeński z 1719 roku mógł nas wydźwignąć spod rosyjskiego protektoratu, bo Polska weszłaby do wielkiej koalicji antyrosyjskiej. To rzadki moment w dziejach, kiedy niemal cała Europa godziła się wystąpić przeciw Rosji. Szanse uwolnienia się spod dominacji obcej najpewniej były, ale knowania czynników zewnętrznych, mobilizacja zdrajców, powiedzmy otwarcie, spowodowała odmowę ratyfikacji traktatu przez Sejm.

I na koniec mamy niepodległość za sprawą oderwania się od Rosji, co nastąpiło uchwałą Sejmu Wielkiego z 1789 roku. Postawiono wówczas na Prusy, ale jestem zdania, że sojusz z Prusami był koncepcją iluzoryczną. Tak oto rzeczywiście mamy doświadczenia, które nie są budujące. Następuje odwet Rosji za emancypację. Mamy drugi rozbiór. Przesądza on los państwa.

P.K.: Wtedy też zaczęliśmy stawiać mocno na Francję, co właściwie jest tradycją…

M.K.: Nieco później. Jakobińska Francja nas popierała, tylko to nic nie dało. Żeby do nas przyjść z pomocą, Francja musiałaby się przebić przez Prusy, zniszczyć je. Nie mogło być o tym mowy. Poza tym pamiętajmy, że w rozstrzygającej fazie Powstania Kościuszkowskiego we Francji dochodzi do przewrotu termidoriańskiego, powstaje rząd Dyrektoriatu, który nie ma już najmniejszej ochoty nam cokolwiek dawać. Trzeba wszakże pamiętać, że Dyrektoriat zgodził się na Legiony we Włoszech. Gdyby było inaczej, generał Napoleon Bonaparte nie mógłby podpisać umowy z generałem Janem Henrykiem Dąbrowskim. Oczywiście to nie było tak, że Francja walczy o nasze interesy niejako dla idei. Ma swoje własne i tylko wówczas staje po naszej stronie, kiedy to jej służy.

P.K.: Ktoś żartobliwie powiedział, że z Francuzami najlepiej wychodzą nam sojusze wtedy, kiedy ich z nimi nie podpisujemy. Czyli tak jak Pan Profesor zaznaczył tutaj, że przed formalnym podpisaniem sojuszu w 1921 roku ta współpraca nam się bardzo dobrze układała, a później weszła rzeczywistość…

M.K.: Istotnie, przez pierwsze cztery lata współpracy polsko-francuskiej (1917–1920) nie działał żaden sojusz. Efekty kooperacji były jednak znaczące.

Wspólne zdjęcie francuskich i polskich oficerów z Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, 1918. Fot. Archiwum Piotra Korczyńskiego

Robert Sendek: Pan Profesor Kornat wspomniał o tym, że pojęcie sojuszu ewoluowało, a ponieważ naszym głównym tematem jest dwudziestolecie międzywojenne, chciałbym zapytać, jak Panowie zdefiniowaliby pojęcie sojuszu odnośnie do tego czasu. Może warto też wskazać, czy sojusze mogą zawierać tylko podmioty polityczne suwerenne i niezależne, czy też mogą to być układy między mocarstwem a państwem, które nie jest niezależne. Mam tu na myśli na przykład Księstwo Warszawskie albo Królestwo Polskie z okresu I wojny światowej – obydwa te organizmy trwały w rozmaitych układach czy to z Francją, czy Niemcami lub Austro-Węgrami. Czy to także można uznawać za sojusze?

Jakub Polit: Definicja niewiele nam pomoże. Kiedyś słyszałem argument, słuszny zresztą z formalnego punktu widzenia, że prawo międzynarodowe nie zna pojęcia państwa niesuwerennego. W takim wypadku nie tylko PRL była suwerenna, była członkiem ONZ, zawierała traktaty międzynarodowe, ale można twierdzić także, że i Królestwo Kongresowe, Królestwo Polskie było państwem suwerennym w tym sensie, że zostało ono uznane przez mocarstwa.

Mało tego, można z pewną dozą słuszności dowodzić, że im więcej dane państwo zawiera sojuszów, tym mniej jest suwerenne, ponieważ jest spętane rozmaitymi zobowiązaniami wobec obcych podmiotów. W takim rozumieniu państwem najmniej suwerennym byłyby dzisiaj Stany Zjednoczone Ameryki, które posiadają najwięcej tego rodzaju powiązań i uzależnień, natomiast taki kraj jak Korea Północna, która nie ma formalnego sojuszu z nikim, należy do grupy państw najbardziej suwerennych.

Oczywiście, sojusze liczą się o tyle, o ile istnieje potrzeba ich realizowania. W związku z tym mogą być rzeczywiście użyteczne sojusze między supermocarstwami i państwami o możliwościach ograniczonych, ale których położenie geopolityczne jest z takich czy innych powodów kluczowe. Dlatego dla Stanów Zjednoczonych ważna była Turcja w dobie doktryny Trumana, którą specjalnie po to wprowadzono do NATO. Nie można było tego zrobić w 1949 roku, roku proklamacji tego sojuszu, ponieważ ustrój ówczesnej Republiki Tureckiej był jawnie antydemokratyczny. Dlatego też ważna była Hiszpania za czasów generała Franco, dlatego ważny był Egipt, również kluczowo położony, za czasów prezydenta Sadata. Zresztą zarówno Turcja, jak i Egipt są przykładami państw, które znakomicie potrafią wykorzystać swoje znaczenie, uważane są za kraje poważne, to znaczy takie, z którymi należy się liczyć i które potrafią od swoich sojuszników sporo wytargować. I najbardziej uroczyste przyrzeczenia – w wypadku kiedy interesy stają się rozbieżne – oczywiście niewiele mogą tutaj dopomóc. Cóż z tego, że misja Ignacego Potockiego do Berlina była znakomita w sensie materiału dla historii, skoro niewiele mogła Polsce dopomóc.

Premier RP i Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski rozmawia z żołnierzami podczas jego inspekcji Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie w 1943. Widoczni także m.in. dowódca 3 Dywizji Strzelców Karpackich, gen. Stanisław Kopański (na prawo za gen. Sikorskim) i gen. Tadeusz Klimecki (na prawo od gen. Sikorskiego). Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

M.K.: Podzielam ten wywód od stwierdzenia, że niezwykle trudno jest operować takimi definicjami, które by wszystko załatwiały. Sądzę natomiast, że jedną rzecz można podkreślić szczególnie. Jeżeli rozmawiamy o dobie międzywojennej, to panowało wówczas przekonanie, że lepiej jest mieć sojusz dwustronny niż wielostronny. Aby sojusz wielostronny działał, trzeba uruchomić casus foederis, a tu potrzebna jest zgodna wola wszystkich rządów partycypujących. Łatwiej o to, kiedy mamy dwóch partnerów niż kilku. Wielka organizacja międzynarodowa, czyli Liga Narodów, doznała bankructwa w latach trzydziestych. To ożywiało pesymistyczne przekonania – żywił te przekonania zwłaszcza marszałek Józef Piłsudski i oczywiście jego uczeń Józef Beck.

Trzeba podkreślić i to, że sojusz zwłaszcza w epoce, o której teraz mówimy, o ile ma podstawę polityczną, czyli umowę polityczny, ale nie jest wyposażony w konwencję wojskową, która z definicji powinna być tajna i powinna operować założeniami i uzgodnieniami, jak będzie zastosowane casus foederis, jak będą współdziałać sojusznicze armie – nie jest pełnowartościowy. Jeśli tego instrumentu wykonawczego nie ma, to sojusz taki bez wątpienia jest układem drugiej kategorii.

Jeszcze jedna sprawa: otóż wzięty publicysta polityczny, jakim był Stanisław Mackiewicz, stworzył określenie „sojuszów egzotycznych”. Twierdził mianowicie, że jeśli dwa państwa układają się w drodze przymierza, to śmiertelne zagrożenie bytu przez stronę trzecią jednego z tych partnerów powinno pociągać zagrożenie również bytu drugiego partnera. A jeżeli tak nie jest, wówczas sojusz ów jest egzotyczny. Innymi słowy to rozumowanie nawiązywało trochę do znanego hasła naszych wojskowych, zwłaszcza oficerów Sztabu Generalnego, że sojusz polsko-francuski jest ze swej istoty naturalny, bo jeżeli nastąpi „polska Sadowa”, to będzie i „francuski Sedan”. Jedno pociąga za sobą drugie – jak w wieku XIX, kiedy Prusy, pobiwszy Austrię, pokonały i osamotnioną Francję. Trudno było sobie w międzywojennym dwudziestoleciu wyobrazić, że Niemcy zawojowują Polskę, a następnie z Francją się będą układać. To niemożliwe.

Kiedy mowa o sojuszu polsko-brytyjskim – tu wracam do Mackiewicza – był on jego zdaniem właśnie egzotyczny. Ja tego zdania do końca nie podzielam, bo uznaję, że innego wyjścia nie było dla Polski, jak go zawrzeć, bo alternatywą pozostawało albo poddać się Niemcom – na dobre i złe – albo ulec im w krótkiej konfrontacji zbrojnej przy bierności świata. Mackiewicz oczywiście mógłby odpowiedzieć, że przecież Polska upadła, a Zjednoczone Królestwo jakoś się trzymało, choćby dlatego że Wielka Brytania jest wyspą, którą ciężko zdobyć. Pojęcie „sojuszów egzotycznych” jest na rzeczy, tyle tylko że gdyby konsekwentnie podążać kierunkiem tego rozumowania, to sojuszów prawdziwych, a więc nie egzotycznych, byłoby w historii dość niewiele.

J.S.T.: Rozmawiamy o sojuszach wojskowych, chciałbym zatem podkreślić, że tego typu sojuszów nie zawierają wojskowi. Sojusz zawsze ma bardzo silne podłoże polityczne, i to politycy decydują o jego zawarciu. Skłaniałbym się zatem do tego, by mówić o sojuszach polityczno-wojskowych, a nie tylko i wyłącznie wojskowych.

M.K.: Słusznie, chyba że wojskowi się przebiorą w garnitury i wtedy robią za polityków.

P.K.: Ale Beck był pułkownikiem!

J.P.: Wchodząc w słowo, należy powiedzieć, że jeżeli trzymać się twardo definicji sojuszu egzotycznego, to w takim razie sensowne sojusze mogą Stany Zjednoczone posiadać wyłącznie z Kanadą i Meksykiem, bo trudno sobie wyobrazić taki sojusz, w którym klęska alianta USA stwarzałaby zagrożenie dla samego istnienia i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill (z prawej) rozmawia z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem na pokładzie pancernika HMS „Prince of Wales”, przed podpisaniem Karty atlantyckiej. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

R.S.: Z drugiej strony można powiedzieć, że sojusz, który Polacy nieprzygotowani historycznie mogliby postrzegać jako egzotyczny, czyli Polski i Rumunii, jest w istocie sojuszem naturalnym, ponieważ był wymierzony we wspólnego przeciwnika, czyli Rosję sowiecką.

M.K.: Myślę, że z tym rozumowaniem ogólnie moglibyśmy się zgodzić, tyle tylko że warto sobie uświadomić problem asymetryczności sojuszu z Rumunią. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że działa sojusz polsko-francuski, to Francja się zobowiązywała prewencyjnie zatrzymać Niemcy, gdyby wybuchła wojna polsko-sowiecka, innymi słowy: nie pozwolić Niemcom przyłączyć się do wojny, aby Polskę postawić w sytuacji beznadziejnej. I żeby Polakom dać możliwość walki z Sowietami „jeden na jednego”, poszłoby do Berlina francuskie ultimatum, zarządzona zostałaby powszechna mobilizacja. Z perspektywy Paryża oczywiście należałoby zaczekać, jak się rozwinie sytuacja na froncie. Wtedy Rumunia byłaby zobowiązana do udzielenia nam pomocy według konwencji wojskowej, którą podpisał generał Tadeusz Rozwadowski w Bukareszcie 3 marca 1921 roku.

Trzeba jednak pamiętać, że wszyscy mający wyobraźnię polityczną Polacy przewidywali wówczas, że mobilizacja armii rumuńskiej przeciw Sowietom spowoduje zagrożenie ciosem w plecy ze strony Węgrów. Do tego siła armii rumuńskiej nie była wielka. To był sojusz asymetryczny, potrzebny tylko jako element odstraszający, ale też powiedzmy jeszcze jedno: w tamtych warunkach polska polityka regionalna była kwadraturą koła. Nie dało się zbudować tak zwanego bloku bałtyckiego, bo blok bałtycki miałby sens tylko wtedy – darujmy sobie już Litwę jako małe państewko – gdyby się udało doprowadzić do aliansu Warszawa – Helsinki. Finowie tego nie chcieli, uważając, że w razie zagrożenia ze strony Rosji, trzeba prosić o pomoc raczej Berlin, a nie Warszawę.

Z kolei koncepcja rumuńska ministra spraw zagranicznych Take Ionescu, notabene wybitnego polityka, była jeszcze taka, żeby zrobić blok przypominający późniejszą ideę Międzymorza, a więc z udziałem Polski, Rumunii, Czechosłowacji, Jugosławii, a nawet Grecji. Tak nastąpiłby alians krajów zwycięskich, czyli beneficjentów I wojny światowej. Koncepcja ta nie miała jednak żadnych szans, choćby dlatego że rozeszły się drogi Warszawy i Pragi. Występował silny antagonizm rumuńsko-węgierski.

P.K.: Czyli cały czas byliśmy skazani na Francję.

M.K.: A w regionie na Rumunię.

P.K.: Nasuwa się pytanie, na ile nasi politycy, ale także nasi wojskowi, zdawali sobie sprawę z tego, czy Francuzi nam pomogą i w jakim stopniu. Czy Linia Maginota nie była wymownym dowodem na to, że Francuzi będą się tylko bronić i żadnego natarcia nie podejmą?

J.S.T.: Budowę Linii Maginota rozpoczęto dopiero pod koniec lat dwudziestych, więc w momencie, gdy w lutym 1921 roku podpisywaliśmy sojusz polityczno-wojskowy z Francją, sytuacja wyglądała nieco inaczej. Przez te kilkanaście lat wiele się jednak we Francji zmieniło, bo przecież pod koniec lat trzydziestych u władzy byli zupełnie inni politycy, niż ci, z którymi rozmawiano na początku lat dwudziestych…

J.P.: Wymarło pokolenie zwycięzców z Wielkiej Wojny, z jedynym nieszczęsnym dla siebie wyjątkiem marszałka Philippe’a Pétaina.

J.S.T.: Potężne straty, które poniosło społeczeństwo francuskie, spowodowały pewne przewartościowania i zupełnie inne postawy, o tym również trzeba pamiętać. Stąd też pomysł Linii Maginota zyskał taki poklask i stało się to trendem we wszystkich armiach ówczesnej Europy. A armia francuska inaczej wyglądała w 1921 roku, a nieco inaczej w 1939.


 

A jakie lekcje płyną z innych XX-wiecznych sojuszów? Czy alianse z Wielką Brytanią lub Związkiem Radzieckim okazały się skuteczniejsze niż ten z Francją? Jakie miejsce w polskiej polityce zagranicznej zajmowała Rumunia, Węgry czy Czechosłowacja? Na ile wybory polskich polityków naznaczone były fatum, a ile w nich było swobody? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w pełnej relacji z naszej debaty, którą można przeczytać na łamach kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”. Najnowszy numer jest już dostępny w sklepie Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Zapraszamy do lektury!

W debacie kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” wzięli udział:

 

Jakub Polit, profesor doktor habilitowany, adiunkt w Zakładzie Historii Powszechnej Najnowszej Wydziału Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada między innymi wpływ Imperium Brytyjskiego na stosunki międzynarodowe XX wieku oraz ekspansję mocarstw w Azji Wschodniej w XIX i XX wieku. Opublikował „Odwrót znad Pacyfiku? Wielka Brytania wobec Dalekiego Wschodu, 1914–1922”; „Lew i smok. Wielka Brytania a kryzys chiński 1925–1928” oraz „Chiny” w serii „Historia Państw Świata w XX Wieku”, „Gorzki triumf. Wojna chińsko-japońska 1937–1945” i inne.

 

 

Juliusz S. Tym, pułkownik, doktor habilitowany, profesor Akademii Sztuki Wojennej, historyk wojskowości. Specjalizuje się w historii kawalerii i wojsk pancernych. Autor kilkunastu publikacji naukowych na temat dziejów oręża polskiego, przede wszystkim kawalerii i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

 

 

 

Marek Kornat, historyk, profesor nauk humanistycznych od roku 2015. Pracuje w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla Polskiej Akademii Nauk i wykłada na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Zajmuje się historią polskiej dyplomacji i stosunków międzynarodowych w XIX i XX wieku, problematyką II Rzeczypospolitej oraz dziejami polskiej myśli politycznej, historiografii totalitaryzmów i sowietologii. Między innymi opublikował wspólnie z Mariuszem Wołosem książkę „Józef Beck 1894–1944. Biografia”.

 

Debatę poprowadził duet redaktorów pisma: Piotr Korczyński i Robert Sendek

autor zdjęć: Artur Orzechowski, NAC, Archiwum Piotra Korczyńskiego

dodaj komentarz

komentarze


Mniej obcy w obcym kraju
 
Transformacja wymogiem XXI wieku
Karta dla rodzin wojskowych
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Czworonożny żandarm w Paryżu
Aplikuj na kurs oficerski
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Użyteczno-bojowy sprawdzian lubelskich i szwedzkich terytorialsów
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Wojsko otrzymało sprzęt do budowy Tarczy Wschód
Polskie „JAG” już działa
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Co słychać pod wodą?
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Bój o cyberbezpieczeństwo
Operacja „Feniks”. Żołnierze wzmocnili most w Młynowcu zniszczony w trakcie powodzi
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Olimp w Paryżu
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Ostre słowa, mocne ciosy
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Setki cystern dla armii
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Zmiana warty w PKW Liban
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Medycyna „pancerna”
Determinacja i wola walki to podstawa
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ogień Czarnej Pantery
Wybiła godzina zemsty
Pożegnanie z Żaganiem
Terytorialsi zobaczą więcej
„Szczury Tobruku” atakują
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Homar, czyli przełom
Zyskać przewagę w powietrzu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jesień przeciwlotników
Olympus in Paris
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO