Obiecujemy ci 24 godziny, których nigdy nie zapomnisz – zachęcali organizatorzy Cateran Yomp, zapraszając weteranów poszkodowanych z różnych państw na długodystansowy marsz przez szkockie góry. Wyzwanie podjęło m.in. pięciu polskich żołnierzy rannych na misjach. Polacy nie tylko przystąpili do sportowej rywalizacji, lecz także zdobyli trzy złote oraz dwa brązowe medale.
Polaków do uczestnictwa w Cateran Yomp zaprosiła amerykańsko-brytyjska Fundacja Sił Sprzymierzonych. Na początku czerwca w szkockie góry wyruszyło pięciu weteranów należących do Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.
W sumie na linii startu stawiło się niemal tysiąc osób. Marsz został podzielony na trzy dystanse. Pokonanie 54 mil (ponad 86 km) w ciągu 24 godzin zapewniało złoty medal, przejście 36 mil (58 km) gwarantowało srebro, a 22 mil (ponad 35 km) – brązowy krążek. Niezależnie od długości wybranej trasy wszyscy zawodnicy zmagali się z podobnymi problemami. Wylicza je kpt. mar. Witold Kortyka: ogromne zmęczenie, pęcherze na stopach, przeciążone stawy. W takiej sytuacji nietrudno – jak zauważa – o kontuzję. On sam uczestniczył w Cateran Yomp po raz trzeci (dla pozostałych Polaków był to debiut). Gdy w 2022 roku maszerował po raz pierwszy, analizował trasę i – za pomocą aplikacji – mierzył przebyte kilometry. Dziś uważa, że nie był to dobry pomysł. – Wiedziałem, że jeżeli skoncentruję się na marszu i będę robił tylko kilkunastominutowe przerwy, żeby odpocząć, dojdę do mety. Udało mi się dojść do złota – mówi z dumą oficer.
Debiutanci dali radę
Wszyscy zawodnicy ruszyli, gdy o godzinie 7.00 rozległ się starter rozpoczynający Cateran Yomp. Trasa marszu wiodła górskimi ścieżkami, leśnymi duktami, poprzez łąki, gdzie wypasały się stada owiec, czy koło bagien na terenie Cairngorm, największego parku narodowego w Wielkiej Brytanii. – Pozbawione drzew szkockie góry robiły wrażenie – przyznaje ppłk rez. Tomasz Zdziarski. – Niestety, niektóre zejścia były dość strome, co spowolniało marsz – dodaje. Na 35. kilometrze zameldował się po godzinie 14.00 jako pierwszy zawodnik. Zdobycie brązowego medalu zajęło mu niemal 7,5 godziny. Kolano z uszkodzoną łękotką nie pozwoliło na dalszą wędrówkę. – Mam satysfakcję, że sprostałem wyzwaniu – podkreśla.
Z obawami przystąpił do marszu także kpr. rez. Zbigniew Kaczmarczyk. – Wiedziałem, że nie będzie lekko, ale zdecydowałem, że podejmę to wyzwanie – opowiada. Do startu przygotowywał się, chodząc po górach podczas turnusu rehabilitacyjnego w Lądku-Zdroju. Gdy w Szkocji przeszedł pierwszy odcinek marszu zapewniający brązowy medal, pomyślał, że osiągnął szczyt swoich możliwości. Wystarczyło jednak kilkanaście minut odpoczynku i… ruszył dalej. Po przejściu 58 km (srebrny medal) po raz kolejny uznał, że to kres jego możliwości. – Dasz radę, pamiętaj, że idziemy po złoto – zachęcił go jednak Witold Kortyka, z którym spotkał się na trasie. – Miałem problemy z kolanem postrzelonym na misji w Afganistanie, ale w punkcie medycznym pomogli mi masażyści – relacjonuje Zbigniew Kaczmarczyk. – 8 mil przed metą zasypiałem, idąc. Ale szedłem dalej, walcząc ze swoimi słabościami. Udało się – zaznacza.
Obawy, czy fizycznie zdoła przejść dystans gwarantujący brązowy medal, miał także st. chor. sztab. w st. spocz. Tomasz Kloc. – Ostatni raz taką trasę pokonywałem, będąc w służbie czynnej, czyli 20 lat temu. Postanowiłem jednak spróbować – mówi. Przeszedł ponad 35 km i na mecie odebrał brązowy krążek.
Na trasie weterani poszkodowani musieli walczyć ze skutkami ran, jakie odnieśli na misji. Tomasz Kloc wspomina, że kilka kilometrów przed metą poczuł, jak sztywnieje mu noga – odezwał się uszkodzony w Iraku nerw udowy, który powoduje przykurcze, a poharatane mięśnie odmówiły współpracy. – Zwolniłem, aby dojść do mety, długo schodziłem z ostatniego stromego szczytu, każdy krok był wyzwaniem, ale byłem dumny, że dałem radę – podkreśla. Sił dodali mu ukraińscy zawodnicy, którzy szli na protezach. – Byłem pełen podziwu, jak świetnie sobie poradzili – dodaje podoficer.
Udział w tegorocznym Cateran Yomp był także debiutem dla st. chor. sztab. Dariusza Piruta z 12 BZ. Po górach lubi chodzić i codziennie w ramach podtrzymania kondycji przebiega około 10 km, ale chciał przekonać się, czy podoła na dłuższym dystansie. Do Szkocji zabrał sprawdzone buty trekkingowe z wkładkami żelowymi. Podobnie jak inni zawodnicy przygotował wymagany przez organizatorów ekwipunek (trzeba było mieć w plecaku kompas, latarkę czołową, gwizdek i mapę, a także nadajnik GPS oraz zapasową parę butów, koszulki i kilka par skarpet, aby je zmieniać co dwie–trzy godziny, szczególnie wtedy gdy spadnie deszcz). Krótko przed metą podoficer przeoczył miejsce, gdzie należało skręcić. Dopiero po 2 km zorientował się, że idzie w niewłaściwym kierunku. Zawrócił, ale, jak obliczył, stracił przez to ponad 20 minut. Po biegu sprawdził wyniki: na 964 zawodników, którzy dotarli do złotej mety, zajął 174. miejsce. Nieusatysfakcjonowany wynikiem, obmyślił już plan, jak może poprawić swój rezultat – oczywiście jeśli uda mu się ponownie wziąć udział w Cateran Yomp.
Zawody w spódniczkach
Po trudach marszu organizatorzy zapewnili uczestnikom nieco rozrywki. Podczas Highland Games (górskich zawodów) zawodnicy ubrani w kilty startowali w pięciu konkurencjach: pchali kulą, strzelali z łuku, rzucali pniakiem ważącym 65 kg oraz 25-kilogramowym ciężarem ponad poprzeczką zawieszoną na wysokości 2 m, a także ważącą ponad 11 kg kulą na łańcuchu, czyli szkockim młotem. – To była świetna zabawa – twierdzili zgodnie polscy weterani, którzy stworzyli jedną drużynę razem z żołnierzami duńskimi i australijskimi.
– Takie ekstremalne sportowe wyzwania oczyszczają głowę i pozwalają się odstresować. A co najważniejsze, dają satysfakcję, że sprostaliśmy – podsumowuje Tomasz Zdziarski. – Ból trwa krótko, duma ze zwycięstwa pozostaje – dodaje Witold Kortyka.
autor zdjęć: Archiwum prywatne
komentarze